To chyba będzie jeden z trudniejszych wpisów. Tak mi się wydaje. Albo nie. Właściwie, to nie wydaje mi się. To jest trudne. Trudno jest obnażać swoje słabsze strony.
Ale o co chodzi?
Szewc łazi boso. Znacie na pewno to przysłowie. Może w innym brzmieniu, ale wiecie, w czym rzecz. Nigdy się nie zastanawiałam, skąd to przysłowie się wzięło. Do teraz.
Proste, że łatwej zaufamy dentyście o nieskazitelnym uzębieniu, fryzjerce o zadbanych włosach, czy trenerowi o świetnej sylwetce, czyż nie?
Bo skoro on/ona ma >TO<, co i ja chcę mieć, to znaczy, że z nią/z nim to zdobędę. (?)
Ale co, jeśli lekarz dentysta ma swoje słabości i jest palaczem, z niereprezentacyjnym uśmiechem?
Co jeśli stylistka fryzur, sama czasem nie ujarzmi swojej głowy?
A co jeśli TRENER nie posiada sylwetki, do jakiej ma doprowadzić Ciebie?
Moja kolej…
Od kilku miesięcy próbuje nagiąć czasoprzestrzeń pod siebie. Żeby zregenerować zdrowie po trzeciej ciąży i porodzie, żeby podołać wszystkiemu, co przedsięwzięłam. I wiecie co? Ni ch__a. Stwierdzenie „nie ogarniam” jest właściwie jak drugi człon mojego nazwiska, a moje sztandarowe hasło ostatnio to: „trenuję, trenuję, a nic po mnie nie widać…” .
I w końcu, zadałam sobie pytanie: czy rzeczywiście muszę zrobić wszystko, aby było >widać<? Obecnie wiecie, szału ni ma. Patrząc na pępek, mam wrażenie, że śmiało mogłabym nosić potomstwo w kieszonce, jak kangur.
No i jak tu wyjść do ludzi, się pytam? I to jeszcze jako TRENERKA?
Ale czekaj, stop.
Jeśli masz nadwagę, to znaczy, że cały jadłospis ustala Ci McDonald ?
Jeśli nie dajesz się wyciągnąć w aktywność, fitness, siłownię, choć masz do niej dwa kroki, to znaczy, że jesteś zwyczajnym leniem kanapowym ?
Czy jeśli jakiś z Twoich pomysłów nie wypalił, to znaczy, że jesteś życiowym nieudacznikiem?
A jakby poszukać drugiego dna..?
A co, jeśli Twoje zdrowie nie pozwala, pomimo diety, zredukować wagi? Co jeśli Twoje leczenie, w efekcie ubocznym, powoduje przyrost masy, obwodów ?
Co jeśli, twój wygląd krępuje Cię do tego stopnia, że pokazanie się publicznie w leginsach, przyprawia Cię o panikę?
I w końcu, czy chwilowy >brak sukcesu< oznacza to samo, co >porażka<? Czy nieudany plan A, ma oznaczać, że B też nie wypali?
Dorosłam, nabrałam dystansu. Co nie oznacza jednak, że spasowałam! TRENING był, jest i będzie lekarstwem na wszystko: SAMOPOCZUCIE, ZDROWIE , SYLWETKĘ.
Macierzyństwo okazało się być umową barterową – coś za coś. Dodatkowe kilogramy? Rozstępy? Phi! Nijak ma się to do tego, co otrzymałam w zamian. I mówiąc szczerze, nie wiem czy kiedykolwiek w życiu zrobiłam większy i lepszy deal.
A Ty…?
…co masz najpiękniejszego? Czy czasem nie jest tak, że zerujesz poczucie własnej wartości, bo jesteś „za gruba”, „za chuda” „za stara”, a zapominasz o tym, że jesteś w czymś „naj” ? Jak zapomniałaś, to wbijaj na trening, przypomnę Ci chętnie, pomimo, że TRENUJĘ, A NIC PO MNIE NIE WIDAĆ 🙂
Serdeczne pozdro!
Trenerka na wychowawczym❤