Ten wpis będzie taki ultra krótki, na kolanie wręcz pisany, ale chce zostawić pewne krótkie info dla tych, co jeszcze nie wiedzą co robię, dla kogo i dlaczego. Dla przypomnienia: jestem matką trójki, wszystkie klasyczne perypetie ciążowe znam. Łącznie z nadwagą, depresją i całą resztą, jaką kryje w sobie pakiet rodzicielski – wersja PREMIUM. A na co dzień coś tam ćwiczę, z takimi jak ja.
Ostatnio słyszę (od pewnego Janusza, całe szczęście): ” Eeee, bo to teraz taka moda na te ćwiczenia z brzuchem.”
„Moda” na trening w ciąży? Niech będzie, że moda. Zwał jak zwał. Ale oby takie trendy nie przemijały!
Nie chcę się powtarzać, ale…
dowodów NIESAMOWICIE PROZDROWOTNEGO wpływu aktywności ruchowej na JAKOŚĆ NASZEGO życia jest tyle, że ja już nie będę się więcej w tym temacie wywnętrzać. Już kiedyś pisałam o tym na blogu- jak chcesz, to sprawdź sobie tu.
Ale co mi z tej mody na „trening w ciąży” albo jakikolwiek trening w ogóle ?
Po co się męczyć ?
Nie po to żeby być „LEPSZĄ WERSJĄ SIEBIE” – bo zakładając, ze nie mamy bliźniaka genetycznego, to jesteśmy swoją jedyną, najlepszą wersją.
Nie po to by „POKONYWAĆ GRANICE” – ale po to, aby je przesuwać dalej niż dotąd. Istnienie granic ma swój sens – nadają pewien zakres, czasami stanowią o obszarze bezpiecznym.
Ostatecznie, też nie po to żeby być „ZGRABNĄ MATKĄ z fejsa czy insta. Ale po to, żeby być ZDROWĄ MATKĄ ZDROWYCH DZIECI.
Koniec wpisu.
Ruch to lekarstwo XXI w.
Jak ktoś uważa inaczej, to z nim nie gadam. Sorry. I może być tak, że trening nie zawsze okaże się być cudownym uzdrowieniem. Ale ZAWSZE będzie jest profilaktyką i najlepszą formą dbałości o zachowanie zdrowia fizycznego i mentalnego. Ja mam na to niezbite dowody.
Jak czekasz na dzidziusia, jesteś zdrowa i możesz, to weź rusz tyłek i poćwicz choćby na dywanie! Bo za moment to dzidziuś będzie czekał na Ciebie, i już nie będziesz mogła tyle, ile byś chciała. A stąd już na skróty do wszystkich smutków i załamek z cyklu „jak ja wyglądam” i „nie mam czasu dla siebie”.
Pomyśl.
Pozdrawia
Trenerka na wychowawczym<3